*****Magnum de Marcant

Malwa

Przyszłam po Magnum na padok. Poczęstowałam wszystkie konie marchewkami i zwinęłam Tą-Której-Maść-Jest-Nieokreślona przed stajnię. Jakimś cudem udało mi się ją wyczyścić, co naprawdę jest dużym osiągnięciem, jako że nie ustała w jednym miejscu nawet dwóch sekund. Ale o kopytach nie miałam co marzyć. Schowałam kopystkę do kieszeni na potem, ubrałam klaczy kantarek sznurkowy, zabrałam potrzebne narzędzia tortur i poszłyśmy na round pen. Udało mi się jeszcze założyć jej ochraniacze na nogi i ruszyła. Nawet nie musiałam jej odganiać, bo i tak zajęta była sobą. Baranki, hamowania, nagłe zwroty, wspinanie się, czyli pełna gama szaleństw młodego araba. Dopiero kiedy się trochę uspokoiła, przyjęłam agresywną postawę i odesłałam ją na koło. Galopowała grzecznie, ale co chwila się rozglądała, więc musiałam przywoływać ją do porządku uderzaniem liny o nogę. Po kilku minutach pierwszy sygnał – wewnętrzne ucho. Zmiana kierunku i znów to samo. Zdjęłam lekko presję, a Magnum zwolniła, nadal pozostając w galopie. Zaczęła żuć. Jeszcze dwie zmiany kierunku i pozwoliłam jej przejść do kłusa. Teraz trzeba czekać na łeb w dole, a z tym się zawsze u niej schodzi. No nareszcie. Odwróciłam się, Magnum podeszła i zaczęła chodzić z nosem przy moim ramieniu. Zabrałam się więc za czyszczenie jej kopyt. Długo trzymałam każdą nogę, żeby się przyzwyczaiła i nie sprawiała kłopotów w przyszłości. Raz tylko wyrwała ostatnią, chyba z nudów, ale przegoniłam ją za karę kilka kółek i już było dobrze. Potem odczulanie na folię. Magnum już przyzwyczaiła się do jej szelestu i przykrywania nią, ale jeszcze nigdy po niej nie chodziła. Rozesłałam więc folię na ziemi i poprosiłam klaczkę, aby po nich przeszła. Niepewnie postawiła jedną nogę, zawahała się, a potem nagłym susem przegalopowała po też krwiożerczej ścieżce na drugą stronę. Odwróciła się, popatrzyła… i ciekawość zwyciężyła. Wlazła na folię i zaczęła ją wąchać. Potem się po niej wytarzała. Co za koń :) No to pora na ćwiczenia w ustępowaniu od nacisku. To ćwiczmy już od dawna, więc mamy opanowane do perfekcji. No prawie. Klaczka ładnie przesuwa zad, przód, cofa się jako tako, pochyla głowę. Następnie przyzwyczajanie do wędzidła. Nasmarowane w miodzie skusi tą małą żarłoczną bestyjkę. Rzeczywiście, jak tylko poczuła zapach jedzonka to mało nie połknęła tego wędzidła i zaczęła je glamać z błogą minką. Delikatnie zadziałałam wodzami. O dziwo, ustąpiła! Zaczęłam więc oprowadzać ją w ręku, lekko prowadząc ją wodzami. No proszę, nie przypuszczałam, że okaże się tak miękka w pysku. Biorąc pod uwagę początki naszych zabaw w jeża, kiedy na każdy nacisk reagowała oporem połączonym często z wierzganiem, nawet nie marzyłam o takiej reakcji na wędzidło. Ale już zaczęła się nudzić, więc skończyłam trening. Wypuściłam ją do reszty na padok, gdzie zaczęła szaleć i mało nie zabiła Summer, wpadając ja nią w pełnym galopie xD

trener: Agi91