Forum *****Magnum de Marcant Strona Główna *****Magnum de Marcant
Czołowa klacz w WSR Du Weldenvarden (Fuksja)
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

25.05.08 - Jazda bez ogłowia, oklep i przełom

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum *****Magnum de Marcant Strona Główna -> Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Malwa
Właścicielka Magnum


Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 22:45, 28 Gru 2008    Temat postu: 25.05.08 - Jazda bez ogłowia, oklep i przełom


miejsce: trawiasty padok na wolnym powietrzu
pogoda: ciepło, bezchmurnie, lekki i chłodny wiatr
sprzęt: podkładka do jazdy na oklep, zwyczajny kantar skórzany, cienkie owijki

Przed treningiem
Magnum stała w dużej biegalni. Wcześniej, za moją prośbą, Tinkerka wyczyściła ją. Wzięłam krótki uwiąz i weszłam do boksu. Klacz wyraźnie ucieszyła się na mój widok. Pokłusowała do mnie i trąciła lekko pyskiem. Podrapałam ją za uszami i przytuliłam się do jej głowy. Miała na sobie skórzany, stajenny kantar. Dopięłam uwiąz do kółka pod jej brodą i wyprowadziłam na korytarz. Promienie słońca ukośnie wpadały do stajni przez drzwi i okienka w boksach. Pod światło widać było dryfujące w powietrzu drobinki kurzu. Uwiązałam klacz do pierścienia w ścianie i zdjęłam z barierki wolnego boksu podkładkę do jazdy na oklep, którą tam wcześniej umieściłam. Kupiłam ją niedawno, po dość okazjonalnej cenie w All4Rysual i dotychczas jeszcze z niej nie korzystałam. Jeździłam na żelu z popręgiem i strzemionami, bo był dla mnie wygodniejszy. Dziś jednak zrobię wyjątek – zadbam o mój dosiad i łydkę, które w ostatnim czasie odpoczęły sobie, wspomagane wygodnym siodłem. Wygładziłam sierść na grzbiecie Marcantki i włożyłam podkładkę. To właściwie cienki potnik, zapobiegający ślizganiu się. Podciągnęłam „popręg” i poprawiłam ostatecznie ułożenie podkładki. Pomyślałam, że zrezygnuje nie tylko z ogłowia, ale też z kantarka sznurkowego. Dziś pokieruję nią tylko przez dosiad i łydkę. Owinęłam tez nogi klaczy cienkimi, letnimi owijkami. Nie zdejmowałam stajennego kantaru – nie będzie on jej wadził. Odwiązałam ją i rzuciłam uwiąz na półkę, która pełni role poczekalni w stajni (obecnie znajdują się tam: dwa uwiązy, lonża, mostek do lonżowania, komplet owijek, kantarek sznurkowy Trinity, palcat i rozpakowana paczka gumek do koreczków), czyli wszyscy dają tam rzeczy, które obecnie już nie są im potrzebne, ale nie chce im się ich odnosić do siodlarni. Z przeznaczenia miała to być półka na apteczkę, szczotki i inne akcesoria do czyszczenia, ale w końcu te trafiły gdzie indziej i półka została bez konkretnego przeznaczenia. Obok niej znajdują się wieszaki na nasze ubrania (choć obecnie prócz kilku bluz wisi tam ogłowie, lina do ćwiczeń i lonża). Obiecując sobie, że po treningu posprzątam ten bałagan, wzięłam bat ujeżdżeniowy, chwyciłam kantar klaczki i wyprowadziłam ją na dziedziniec. Tam Tinkerka prowadziła dumną Festinę na zwiniętej w większości lonży.
- Dziękuję za wypucowanie miss eM – powiedziałam, głaszcząc Festę, kiedy się zbliżyły.
- Nie ma sprawy – odparła – będziesz trenować swój dosiad, czy Magi?
- Jedno i drugie. A kiedy skończymy, trzeba wreszcie posprzątać na korytarzu… choć tu też by się przydało – powiedziałam, rozglądając się po dziedzińcu – niedługo przyjadą dzieci na lekcje.
- Żartujesz? I ty będziesz instruktorką? Kto ci dał dyplom –jesteś taka strasznie niecierpliwa, że ręce ci opadną.
- Gdybym była niecierpliwa, nie wyszkoliłabym Magnum na jako-takiego wierzchowca, bo kiedy ją kupiłam, była wulkanem energii, a Agi tylko zaczęła straszne dzieło – przypomniałam ze śmiechem.
- Myśl jak chcesz, idę lonżować Felę
Tak więc zaprowadziłam do porządku Mag, która przez czas naszej rozmowy zajęła się trawą rosnącą na skwerku. Poprowadziłam ją na trawiasty wybieg, by tam z nią pojeździć. Na płocie wciąż wisiała moja lead rope. Zostawiłam ja tam – nie przyda mi się na treningu, a teraz już mi się nie chciało jej odnosić. Wezmę ją po jeździe, teraz niech sobie wisi.

Rozgrzewka i trening właściwy
Wgramoliłam się na grzbiet Magnum z płotku. Siedzenie na tej podkładce niewiele się różni od tradycyjnego oklepu. Popchnęłam ja dosiadem. Ruszyła szybkim, bardzo energicznym stępem. Normalnie, gdybym chciała ją teraz spowolnić, skróciłabym wodze, ale obecnie wodzy nie miałam. Lekkim dosiadem wspomaganym bacikiem utrzymałam ją w ryzach. Dałam jej łydkę, by zrobiła szerokie koło. Poszło sprawnie. Bardzo brak mi było wodzy - na niej rzadko jeżdżę nawet bez halteru. Moje dłonie szukały obojętnie czego - czy to zwykłych anglików, czy tych z west, nawet sznurka od kantarku. Nic - dziś dajemy popis. Trawa wyraźnie pociągała klacz, więc pozwoliłam jej wydłużyć krok. Zarzuciła głową i przeszła w bardzo energiczny, wyciągnięty stęp. Po pięciu minutach takiej jazdy (podczas której raz omal nie spadłam i musiałam się chwycić pętelki przy podkładce) dosiadem zachęciłam ją do kłusa. Zwolniła, podreptała w miejscu i ruszyła żwawym, rozbrykanym kłusem. Czułam, że zaraz wylecę z grzbietu. Dosiadem i łydką chciałam ją skorygować, a batem lekko pacnęłam ją (impuls dla wzmocnienia sygnału) za łydką. Trochę się przyhamowała, ale po chwili bryknęła ze zdwojoną siłą i niemożliwością było utrzymać się na niej. Kiedy opadała na przednie nogi, przeleciałam nad jej szyją i w końcu wylądowałam przed nią na trawie, gubiąc bat. To ją przyhamowało i z impetem przystanęła, ślizgając się przy tym. To musiał być całkiem udany sliding stop, w każdym razie na trawie powstały dwie bruzdy z ziemi. Podniosłam się i podeszłam do klaczki. Skarciłam ją wzrokiem, ale nie umiałam się na nią gniewać. Rozglądnęłam się i zobaczyłam bat leżący pod płotem. Podniosłam go i stanęłam przed klaczą. Uniosłam go i pokazałam, dając do zrozumienia, co oznacza nieposłuszeństwo, ale tak się przy tym śmiałam, że chyba wyczuła, że to żart, ale pewnie i tak by nie zrozumiała. Obeszłam ją i spostrzegłam, że kiedy zjeżdżałam, podkładka przesunęła się i obecnie nachodzi na szyję, a pasek niemal wpaja się w nogi. Uznałam, ze za słabo go podciągnęłam, dlatego się przestawił. Poprawiłam to, zaciągając pasek ciut mocniej. Ponownie na nią wsiadłam. Dałam jej lekką łydkę z dosiadem, by ruszyła. Zostało jej dość instynktu samozachowawczego, by nie świrować, bo chyba zrozumiała, że zrobiła źle. Nie wiem, czemu ta zareagowała. Mogę tylko liczyć, że się to nie powtórzy. Chyba jest po prostu dla nas za wcześnie na jazdę bez ogłowia czy halteru. Następnym razem założę jej halter z wodzami, ale użyję ich tylko, jeśli zajdzie potrzeba.
Później podczas jazdy obyło się bez tego typu wyskoków. Udało mi się pracować z nią w harmonii, choć czasem zbawienne byłoby użycie wodzy. W pewnym momencie musiałam sobie pomóc głosem, by ją uspokoić – przestraszyła się nagłego spłoszenia ptaków, które w pewnym momencie wszystkie zleciały z drzewa w popłochu. Rozkojarzyło ja to i przystanęła, lekko uniosła przednie nogi (łagodne wspinanie) i zarżała z irytacją. Pogłaskałam ją uspokajająco po szyi i mówiłam spokojnym, cichym głosem. Dałam lekki dosiad i ruszyła stepem, dość swobodnie i obszernie. Po okrążeniu przystanęłyśmy i, dla ćwiczeń, obróciłam się na podkładce. Siedząc tyłem do kierunku jazdy, zjechałam po jej zadzie na ziemię. Stwierdziłam, że czas na Friendly. Od ostatnich ćwiczeń na zajęciach PNH nie robiłam tego często. Obróciłam się i lekko chwyciłam jej ogon. Całkiem zapomniała o ptakach. Naparłam na jej zad z lewej strony i zrobiła zwrot! Pochwaliłam ją i zdjęłam podkładkę. Położyłam ją na płocie i wróciłam do klaczy. Wyraźnie nabrała ochoty do zabaw. Wgramoliłam się na jej grzbiet i położyłam się: na brzuchu, z nogami na zadzie i głową w grzywie. Chwilę tak poleżałam i zeszłam. Zapominając o niedawnym czyszczeniu klaczy, usiadłam swobodnie na ziemi, na co Magnumka od razu poznała, że teraz się bawimy na całego. Też się położyła, a ja podrapałam ja za uszami, co uwielbia. Ufnie położyła mi głowę na kolanach, a ja z całą mocą pomyślałam, że strasznie kocham tego wariata kochanego. Wsunęłam dłonie pod jej głowę i uniosłam ją lekko, z trudem. Wtedy chwyciła mnie zębami za koszulkę i zarżała przymilnie. Potem bawiłyśmy się tak na trawie, ja momentami siedziałam na niej, a czasem leżałam jak naleśnik na patelni. Bawiłyśmy się jak nigdy.
Potem wstałam, zachęciłam do tego tez Mag i kiedy się podniosła, wyprowadziłam ja z wybiegu. Na dziedzińcu uwiązałam ją do palika i wzięłam szczotki ze stajni. Wyczyściłam ją, porządnie, bo by się Tinkeruś załamała, widząc, że jej praca poszła na marne. W trakcie czyszczenia klacz była bardzo zadowolona z masażu. Często obracała głowę, by na mnie popatrzeć, a kiedy czyściłam gąbeczką jej głowę, odtrąciła moją rękę i tak jakby położyła głowę na moim ramieniu, tylko lekko, by gdyby naprawdę położyła, to by mnie połamała. Przytuliłam się do niej mocno i po chwili dokończyłam czyszczenie.
Myślę, że tego dnia bardzo się zbliżyłam do Magnum. Teraz wiem, że po dzisiejszych zabawach nie będzie już problemów z jazda bez niczego, bo przełamała tę ostatnią, cienka granicę swojego końskiego serca. Razem podbijemy świat.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum *****Magnum de Marcant Strona Główna -> Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin